Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Ale jaja, czyli gówniany interes

W zeszłym roku w numerze marcowym felieton poświęciłem dzikości helweckich plemion. Z racji mojej tegorocznej obecności na targach w Genewie wszystkich pragnę uspokoić – Szwajcaria to wciąż kraj dziki i barbarzyński. Nadal nie posiadają w swojej infrastrukturze dziur w jezdni, nadal jeżdżą zgodnie z przepisami, wciąż nie rzucają niedopałków na ziemię i z uporem godnym lepszej sprawy zamykają stacje benzynowe po zmroku. Dzicz. Z racji status quo panującego w tym kraju, moje przemyślenia postaram się skierować na nasze lokalne podwórko.
Miejsce akcji to Europa Wschodnia, a konkretniej – centralna. Dokładnie mówiąc, jeden z większych krajów tego regionu, czyli Polska. Prawdopodobnie miejsce, w którym się obecnie, drodzy czytelnicy, znajdujecie. Uściślając bardziej, zawęźmy obszar naszego case study, czyli studium przypadku, do Wrocławia, do jednej w moim rodzinnym mieście dzielnicy (Biskupin), do jednej określonej ulicy noszącej imię Karola Olszewskiego i do jednego konkretnego sklepu przy tejże ulicy się znajdującego. Spożywczego sklepu. Mamy już miejsce dramatu, którego ja będę narratorem. Uspokoję wszystkich, że dramat może występować w dwóch formach, jako tragedia bądź komedia. Nasza opowieść to zdecydowanie komedia.
Wiemy już, kto jest narratorem, wiemy, gdzie rozgrywa się akcja i wiemy, że zakończenie będzie pozytywne. Czas najwyższy, aby przedstawić postacie dramatu. W roli drugoplanowej, ale bardzo znaczącej, występują: sklep spożywczy Społem, jajka kurze i – przepraszam za wyrażenie – kurze łajno. W rolach pierwszoplanowych gospodyni domowa i bizneswoman.
Miejscem akcji obu aktów jest przestrzeń publiczna przed sklepem Społem, zwana potocznie chodnikiem. Na tymże chodniku spotykamy siedzącą niezgrabnie na stołeczku wędkarskim bizneswoman w wieku lat 70+. Stołeczek wędkarskim jest tylko z nazwy, bo odległość do najbliższego akwenu to jakiś kilometr. Przed bizneswoman leżą rozłożone w pojemniku jajka, z boku znajduje się cały koszyk wypełniony kurzymi pomiotami w wersji jajecznej. Pani przedstawia sobą obraz klasycznej mieszkanki Podkarpacia z elementami Cepelii. Chusta na głowie, gumiaki, kubrak. Mina sugerująca całkowite uzależnienie jej dalszego jestestwa od sprzedaży jajek. Drugą postacią pierwszoplanową jest gospodyni domowa. Wiek 50+, odzież czysta, krok sprężysty, wzrok świadomego klienta. Wychodzi ze sklepu z zakupami i zauważa bizneswoman.

Akt I

Gospodyni:
A szanowna pani po ile ma jajeczka?

Bizneswoman:
Po 60 groszy, pani kochana.

Gospodyni
Oj, to drogo strasznie, w sklepie po 40 gr.

Bizneswoman
Ale, pani kochana, to od wiejskiej kurki, jakie duże, a jakie żółtko. Jakie zdrowe. Jajeczniczkę zrobić czy ciasto upiec. Jeszcze o tu... brudne całe, bo kurki srają i co ja się ich naszukałam po gospodarstwie.

Gospodyni
Faktycznie duże, to ja wezmę może z 10 sztuk.

Akt II
Ta sama sceneria, kilka dni później.

Gospodyni
Dzień dobry. Powiem pani, że jajeczka rewelacja. Jaki biszkopt wyszedł żółciutki. Nie ma porównania do tych sklepowych. Wezmę dwadzieścia.

Bizneswoman
Mówiłam pani. Moje jajeczka to samo zdrowie. Te ze sklepu to przemysłowe, nie wiadomo z czego. Proszę tylko się nie pobrudzić, bo świeżutkie są.

Didaskalia. Czyli to, czego nie widać, a o czym warto was, drodzy czytelnicy, poinformować. Za każdym razem partner biznesowy naszej głównej bohaterki kupował skoro świt jajka w pobliskim sklepie (nie tym samym). Siedząc razem w samochodzie z bizneswoman misternie smarowali każde jajko kurzym łajnem, uprzednio zmywając z niego pieczątkę. Potem układali je w koszyku, dbając o odpowiednią ekspozycję drobiarskiego łajna. Kiedy misterium było ukończone, bohaterka wdziewała chustę, przybierała mizerny wygląd twarzy i siadała przed sklepem. Interes może gówniany, ale przebitka dobra.
Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne