Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Konkurs

37 minut prawdy

Z niewielką nadzieją włączam mojego HP. Niemłody już. Skoro życie psów liczy się razy siedem – co swoją drogą jest idiotyczne, bo z prostej matematyki wychodzi, że większość pupili osiąga wiek między 85 a 140 lat – to życie przenośnych komputerów osobistych powinniśmy mnożyć przez pięćdziesiąt. Włączam więc mój 125-letni komputer przenośny o niewielkiej przekątnej ekranu, powiedzmy trochę poniżej średniej europejskiej, i odszukuję plik zatytułowany felieton. Zapisany na pulpicie, żeby łatwo go można było znaleźć. Odpalam go za pomocą podwójnego kliknięcia lewym klawiszem wbudowanej myszki. Nie lubię oblepiać laptopa dodatkowymi urządzeniami: klasyczne myszki, kable zasilające, kamerki itp. badziewie. Pozbawiam go wtedy jego podstawowej nad stacjonarnym kompem przewagi, a więc mobilności i prostoty. Mam go przy sobie z naładowaną baterią i daje mi niewyobrażalne wręcz poczucie bezpieczeństwa i możliwość niewłączenia go w każdym możliwym momencie mojego zawodowego życia. Właśnie z możliwości niewłączania mojego komputera korzystam z nadmiernym wręcz upodobaniem. Ale teraz muszę. Sam sobie zafundowałeś przyjemność zapełniania ostatniej strony naszego magazynu, więc, Siwiński, weź się w garść. W myślach nucę pobudzające melodie, ale w sumie pamiętam tylko ścieżkę z filmu „Rocky”.
Klikam więc lewym guzikiem na plik felieton, naiwnie licząc, że może na skutek jakiegoś wirusa nastąpiło samonapisanie się felietonu. Objawia się biała, ale co? Bo przecież nie kartka. Patrzę w lewo, na starą piękną maszynę do pisania Remingtona, którą dostałem na Gwiazdkę. O, myślę, w tle wciąż nucąc muzykę z filmu, na czymś takim to bym napisał. O, jeszcze jak bym napisał. Szybko, zwięźle, rezolutnie, błyskotliwie z całą masą odwołań, metafor, celnych porównań i cytatów.
Ale nie napiszę. Mogę sobie pozwolić na takie życzeniowe myślenie, ponieważ mój śliczny Remington jest wersją czeską, co podoba mi się w nim niezmiennie, od kiedy zobaczyłem lekko wypłowiały napis: Praha. W sumie, mógłbym w końcu swobodnie pisać Škoda, Škoda, Škoda.
Patrzę więc na biały zbiór pikseli, spełniających w wirtualnym świecie szlachetną rolę papieru. Znowu czuję ten ucisk w dołku, czując narastającą odpowiedzialność za to, czym zapełnię tę przestrzeń. Cholera, jeszcze wczoraj, kilka godzin temu, kwadrans temu miałem tyle pomysłów. Teraz nic. Sprawę pogarsza fakt, że nie potrafię pisać bez tytułu. Jedna z moich paranoi. A spróbowaliście nadać tytuł czystej plamie białych pikseli, jeżeli nie macie najmniejszego pojęcia, jaką treścią chcecie ją zapełnić?
Chwilę tkwię w patowej sytuacji. Nie ma tytułu. Nie ma pomysłu. Nie ma felietonu.
Trudno, zwalniam zawleczkę. HP odpalony, kabla nie mam. Patrzę na poziom naładowania baterii. 21 minut. Jasna cholera, nie zdążę. Daję sobie odrobinę czasu, zmieniam tryb pracy z wysokiej wydajności na oszczędzanie energii. Od razu następuje odroczenie wyroku. Daje sobie dodatkowe 16 minut. 37 minut.
To daje dwa kwadranse i prawie pół kwadransa. Mam zatem dwa i prawie pół kwadransa. Ale nie to jest istotne, najważniejszą sprawą jest to, że mam tytuł! W końcu. Schwyciłem go za jego fleksyjne jaja i już nie puszczę. Niestety, za tytułem nie idzie pomysł.
Pojawia się pierwszy akapit, ale właściwie z bezsensem skazańca z celi śmierci klikam w klawiaturę mojego HP. Mówiłem już że mam HP? Palce spadają na przypadkowe klawisze właściwie tylko za sprawą grawitacji. Unoszę je minimalnie nadludzką wręcz siłą woli i znowu spadają. Nie podążają za tym, co nakazuje im nadrzędny organ mojego ciała – mózg. A może właśnie podążają? A może to one są nadrzędne względem tej szarej, galaretowatej masy i mogą mu wydawać polecenia?
Podliczam napisane znaki – zaledwie 350! Podliczanie jest ostateczną oznaką mojej kompletnej klęski. Aby całkowicie się pognębić, zerkam na poziom naładowania baterii – niecałe dwa kwadranse.
I nagle jest. Przypomniałem sobie, o czym miałem napisać. O tym, że trzeba w życiu mieć fantazję, żeby jeździć fajnymi samochodami i że fajne nie zawsze są drogie, i że ciekawy samochód to taki, o którym możemy pomyśleć: czy za 20 lat będę chciał go mieć? Tak, o tym napiszę.
Tylko w przyszłym numerze, bo teraz już kończy mi się bateria. Cholera, tylko żebym nie zapomniał.

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne