Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Szybka paczka

Przemysław Dobrosławski

Elektryczne samochody dostawcze, wbrew pozorom, nie są pieśnią przyszłości i wynalazkami, które będziemy widywać na ulicach incydentalnie. Może trudno w to uwierzyć, ale w ciągu kilku miesięcy zaroi się od nich na ulicach większych polskich miast. Szczególnie licznie pojawią się elektryki MAN.

Place dealerów MAN na początku grudnia zastawione były po horyzont pachnącymi nowością elektrycznymi samochodami dostawczymi eTGE, które lada dzień ruszą na ulice. Model ten jest predysponowany przede wszystkim do użytku w logistyce miejskiej na niewielkie odległości – usług kurierskich lub transportowych w obrębie dzielnicy.



Oprócz lokalnej zerowej emisji CO2 oraz zysków wizerunkowych właściciele modelu MAN eTGE mogą liczyć na szereg korzyści finansowych. Elektryczny eTGE jest mniej skomplikowany niż modele spalinowe. Zatem jego przeglądy są tańsze. Firmy mogą liczyć na kilka ekoprofitów, w tym wyższe odpisy amortyzacyjne, darmowe parkowanie w miastach, nieograniczony dostęp do rozwijanych stref czystego transportu oraz możliwości przejazdu buspasami. Ten ostatni przywilej okaże się nieoceniony zwłaszcza w godzinach szczytu, wpływając wydatnie na skrócenie czasu transportu towarów.



A jak wiadomo, czas to też pieniądz.

Gdyby nie oznaczenia na nadwoziu elektryczny MAN jest właściwie nie do odróżnienia od wariantów spalinowych. Producent na razie skupia się na modelach furgon, ale oferta wariantów będzie rozszerzana. Już na bazie modelu eTGE powstają interesujące autobusy elektryczne budowane wspólnie z firmą Mercus. Testowany bezszelestny MAN to furgon z wysokim dachem o kubaturze ładowni 11,3 m3 (L3H3) i homologacją na pojazd 3,5-tonowy. Zatem ładowność samochodu wynosi 900 kg. Do napędu MAN-a służy silnik elektryczny o maksymalnej mocy 100 kW, który w trybie pracy ciągłej oferuje 50 kW. Jak przystało na pojazd elektryczny, pełny moment obrotowy 290 Nm jest w nim dostępny natychmiast po naciśnięciu pedału gazu. Brak skrzyni biegów, znakomite liniowe przyśpieszenia i niewielkie szumy pochodzące głównie od opon sprawią, że kierowcy szybko polubią w dystrybucji miejskiej elektryki takie jak MAN. Baterie litowo-jonowe modelu eTGE, przejęte wprost z Volkswagena e-Golf, mają pojemność 35,8 kWh. Realny zasięg pojazdu wynosi ok. 120 km, a w warunkach zimowych ok. 100 km. Statystycznie 70 lekkich pojazdów użytkowych, wykorzystywanych na obszarach miejskich, pokonuje dziennie mniej niż 100 kilometrów. Zatem zasięg modelu MAN eTGE 3.140 powinien wystarczyć. Przy wykorzystaniu szybkiej ładowarki 40 kW czas ładowania modelu e-TGE do 80% trwa 45 minut. Używając ładowarki AC 7,2 kW, potrwa to już pięć i pół godziny.



Pod względem prowadzenia trudno coś MAN-owi zarzucić. Układ kierowniczy jest precyzyjny, a komfort tłumienia nierówności wystarczający jak na pojazd użytkowy. Wyróżnikiem elektrycznego MAN-a jest znacznie lepsze wyposażenie seryjne niż w spalinowych odpowiednikach. W standardzie mamy m.in. siedzenia kierowcy i pasażera z podgrzewaniem, klimatyzację, podgrzewaną przednią szybę, nawigację, a z zewnątrz reflektory LED. Na tle innych pojazdów użytkowych samochód eTGE wyróżnia się seryjnym montażem układu hamowania. Nie zabrakło też klasycznego tempomatu i kamery cofania. MAN przewiduje wizyty w serwisie co 30 tys. km lub co dwa lata. Wewnętrzna polityka flotowa MAN zakłada, że ceny sprzedaży kalkulowane są indywidualnie, w zależności od liczby kupowanych egzemplarzy, firmy i kursu euro. W Europie Zachodniej ceny modelu eTGE zaczynały się od 69 500 euro.

Przemysław Dobrosławski