W ostatnich latach wielokrotnie miałem okazję jeździć Mercedesem klasy E. Były to zarówno wersje podstawowe, jak i dobrze wyposażone egzemplarze z mocnymi silnikami. Do hybrydy typu plug-in podchodziłem zatem z przekonaniem, że nie będzie w stanie mnie zaskoczyć. Czy jej się jednak udało?
Ponieważ dość dobrze znam E-klasę, dlatego wiedziałem, co mnie czeka: duża ilość miejsca, wysoki komfort jazdy, pewne i przewidywalne zachowanie auta na drodze. Do tego świetna jakość spasowania z bardzo dobrej jakości materiałów. Z roku na rok coraz bardziej doceniam poszczególne modele Mercedesa. Nie do końca wiem, czy nowsze modele wychodzą o krok przed konkurencję i rok rocznie są coraz lepsze, czy może po prostu dojrzałem w końcu do tej marki… Niemniej jednak sama E-klasa zrobiła na mnie dobre wrażenie już podczas pierwszego spotkania kilka lat temu i to odczucie nie minęło do dziś. Na czym polega inność tego egzemplarza, że z naprawdę dużą niecierpliwością czekałem na test? Oczywiście na technologii hybrydowej. Skupmy się zatem na tym wątku.
Mercedes E300e jest hybrydą typu plug-in, czyli pojazdem napędzanym silnikiem spalinowym oraz silnikiem elektrycznym, którego baterie możemy dodatkowo ładować z gniazdka. Auto może poruszać się w trybie tylko spalinowym, hybrydowym, a nawet w pełni elektrycznym. Warto podkreślić, że zasięg w mieście oscyluje w okolicach kilkudziesięciu kilometrów. Czy to dużo, czy to mało? Na codzienne dojazdy do pracy wystarczy, więc jeżeli mamy możliwość ładowania auta w domu oraz np. w miejscu pracy istnieje możliwość jazdy całkowicie elektrycznej każdego dnia. Jest tu tylko jedno „ale”, które omówię później.
Jazda wersją hybrydową potrafi być ekscytująca. Przekazywany na tylne koła moment obrotowy pozwala rozpędzić auto do 100 km/h w okolicach 5 sekund, a kiedyś takie wartości były zarezerwowane dla aut sportowych wysokiej klasy. Przypominam, że mówimy o blisko pięciometrowej limuzynie. Prowadzenie auta jest nieangażujące i pewne, aczkolwiek w porównaniu do innych wersji E-klasy, w hybrydzie czuć nieco wagę baterii. Doskwiera to szczególnie przy nagłych zmianach kierunku jazdy. Przy codziennym poruszaniu się jednak E300e potrafi zrelaksować w trybie Comfort, a i wzbudzić emocje w trybie Sport +. Do tego pewnie i nienerwowo działające systemy bezpieczeństwa oraz daleko posunięta autonomia – od razu czuje się, że systemy są dopracowane, a nie wrzucone na siłę, bo konkurencja też takowe posiada.
A jak wygląda praktyczność Mercedesa E300e? Świetnie, jak to w E-klasie, póki nie zajrzymy do bagażnika. Na pierwszy rzut oka widać, że projektując E-klasę, nikt nie myślał o tworzeniu jej wersji hybrydowej. Nie ma zatem miejsca na umieszczenie baterii, które w przypadku plug-inów zabierają sporo miejsca. Bagażnik E300e jest niekształtny i nieustawny, dodatkowo trzeba wozić ze sobą ładowarki bez specjalnego schowka, a baterie mocno nagrzewają przedział bagażowy – wyjazd z większą ilością bagażu może skutkować pewnymi wyrzeczeniami… Nie jest to oczywiście problem samej E300e, tylko wszystkich samochodów, w których na pewnym etapie produkcji ktoś powiedział:
„zróbmy wersję hybrydową”. Koledzy ze Skandynawii jednak dużo lepiej poradzili sobie z tym problemem.
Wróćmy jeszcze do wspomnianego powyżej „ale”. Uważam E300e za świetny pojazd reprezentacyjny. Mam jednak problem z przyporządkowaniem docelowej grupy odbiorców. Jeżeli ma być to auto reprezentacyjne, czy po przyjeździe do pracy użytkownik w garniturze będzie wyjmował z bagażnika kable i podłączał auto do ładowania? Tacy użytkownicy zazwyczaj mocno się spieszą, więc samo tankowanie pojazdu jest dla nich często dużą stratą czasu, a co dopiero podłączenie chociażby do wallboxa. Osoby, które chciałyby oszczędzać i jeździć jak najbardziej ekologicznie, nie będą wybierały pojazdu w tym budżecie – a nawet jeśli, znajdą na rynku samochody bardziej „pro eko”. Dla kogo może być zatem taka wersja? Moim zdaniem np. dla firm oferujących przejazdy VIP-owskie, odbiory z lotnisk itd. Również dla osób, które oczekują samochodu z kierowcą i ten kierowca zajmie się dodatkowymi podłączeniami do ładowarki. Może także dla osób dojeżdżających do 40 km do miejsca pracy i chcące czuć się komfortowo, a w dodatku społecznie odpowiedzialni. Mam nadzieję jednak, że znajdzie się więcej grup odbiorców chcących posiadać E300e, gdyż przez kilka dni zdążyłem go polubić – mimo to, przy moim sposobie użytkowania, niestety nie wykorzystałbym jego potencjału.
Jestem ciekaw, czy za kilka lat technologia pójdzie na tyle daleko, że pojazdy elektryczne bądź hybrydowe będzie można ładować indukcyjnie. Wtedy pozostanie tylko stworzenie infrastruktury na parkingach podziemnych zakładów pracy, gdzie użytkownik przyjedzie rano pojazdem, zaparkuje na swoim miejscu, a po kilku godzinach auto będzie naładowane. Wtedy hybrydy plug-in będę polecał każdemu. A E300e każdemu, kto nie potrzebuje ustawnego bagażnika.