Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Elektryzujący dostawczak

Mateusz Zaleśny

Pierwsze, co przyszło mi do głowy, słysząc o elektrycznym samochodzie dostawczym, to lekkie zdziwienie. Zastanawiałem się, czy warto spróbować testu takiego auta. Zdecydowałem się i… nie żałuję. Wybór padł na pojazd marki MAN eTGE. 

Z wyglądu samochód ten jest bliźniaczo podobny do swojego grupowego brata – VW Craftera. Jakość wykonania także idzie w parze z niemiecką precyzją. Wnętrze to typowy samochód ze stajni Volkswagena – znajome przyciski i pokrętła. To jednak sprawia, że MAN jest funkcjonalny i przyjazny w obsłudze dla użytkownika. Samochód ma bogate wyposażenie standardowe, na które poza obowiązkowymi elementami bezpieczeństwa, m.in. asystent utrzymania pasa ruchu, składa się również kamera cofania, podgrzewana przednia szyba, asystent hamowania awaryjnego czy asystent bocznego wiatru. 

Przejdźmy do wrażeń z jazdy. Początkowo obawiałem się tego samochodu i tego jak zachowa się bateria w trasie pozamiejskiej. To dlatego, że miałem do przejechania jednorazowo 93 kilometry do miejsca docelowego, a producent wskazywał maksymalny zasięg w granicach 110–115 kilometrów. W dodatku w terminie użyczenia samochodu do testów temperatura powietrza spadła poniżej 0 stopni Celsjusza i zaczął padać śnieg, a takich warunków atmosferycznych napędy elektryczne nie lubią. Wystartowałem spokojnie i po przebiciu się przez miasto wyjechałem na drogę ekspresową. Z jednej strony padający śnieg, a z drugiej obawa o zbyt szybkie rozładowanie zmusiły mnie do jazdy z prędkością 70–75 km/h. Nie jest to zły wynik, biorąc pod uwagę, że prędkość maksymalna to 90 km/h. Muszę przyznać, że bardzo wygodnie jechało mi się tym autem, zważając na to, że to samochód dostawczy. Zawieszenie jest bardzo dobrze zestrojone, dzięki czemu MAN doskonale przejeżdża przez wszystkie nierówności i odpowiednio trzyma się drogi. Mogę powiedzieć, że po pierwszej podróży wyczułem samochód i nawet dojechałem do punktu docelowego z rezerwą 12 kilometrów zasięgu. Do pierwszego ładowania użyłem przewodu do ładowania prądem przemiennym 230V. Auto było podłączone przez noc, ale nad ranem nadal nie było w pełni naładowane – komputer wskazywał, że sumarycznie potrzebuje około 13 godzin na uzupełnienie baterii. To nic. Następnego dnia przebieg pokonany tym samochodem był na tyle niski, że poziom naładowania był wystarczający. W tym miejscu muszę dodać, że nie miałem możliwości sprawdzenia, jak zasięg elektrycznego MAN-a zmienia się przy obciążeniu auta ładunkiem. Kolejne ładowanie nastąpiło już za pomocą przewodu siłowego, które w niecałe 7 godzin uzupełniło w 100% baterię. Nadszedł jednak czas zwrotu modelu eTGE użyczającemu. Pogoda ponownie nie rozpieszczała i przy mrozie oraz opadach śniegu wybrałem się w trasę. Tym razem droga minęła szybciej i dzięki wyczuciu samochodu utrzymywałem prędkość w granicach 80–90 km/h. Dotarłem do celu bez problemu.

Muszę przyznać, że auto zrobiło na mnie pozytywne wrażenie, i uważam, że samochód dostawczy z silnikiem elektrycznym ma szansę podbić rynek. Potrzeba jednak na to czasu i, co najważniejsze, zwiększenia zasięgu. Przy obecnych możliwościach samochód ten doskonale sprawdzi się w miejskich warunkach jako auto do dostaw lokalnych, ale ma potencjał również do przejazdów na krótkich i średnich trasach między miastami. Cisza, jaka towarzyszy prowadzeniu pojazdu MAN eTGE sprawia, że autem tym jeździ się z przyjemnością.

Mateusz Zaleśny
fleet manager