Test MAN-a eTGE (pełny elektryk) rozpocząłem od topowej wersji spalinowej na moim firmowym parkingu. Przyjechał po mnie przedstawiciel działu sprzedaży MAN-a. Pusty, bez obciążenia, blaszak ze 180 mięśniakami (KM) i ponad 400 niutonometrami, dynamiką prześcigał wiele osobówek. Te parametry na pewno są przydatne w górzystym terenie.
Trasa licząca 33 km po elektryka minęła komfortowo i szybko. Po dojechaniu na miejsce czekał na mnie nowiutki, jeszcze na czerwonych tablicach, MAN eTGE. Auto było zabezpieczone do transportu, czyli folie na siedzeniach, naklejki identyfikujące na szybie przedniej, ale… czyściutkie, czyli umyte. Zostały w aucie tekturowe „dywaniki” oraz nieoczyszczone od wewnątrz szyby, widać, że samochód nowy.
Otrzymałem kilkuminutowe szkolenie nt. ładowania auta. Wyjaśnienie i pokazanie ustawiania e-menagera ładowania. Można ustawić i nazwać miejsca ładowania akumulatorów, dni tygodnia, prąd ładowania, godzinę odjazdu. Komputer po włączeniu zadanych parametrów dostosowuje prąd ładowania z gniazdka domowego.
Auto uruchamiamy tradycyjnym kluczykiem z funkcją rozrusznika, czyli przekręcamy maksymalnie do oporu, po czym kluczyk wraca do pozycji silnika włączonego. Uruchamiam auto, patrzę na wskaźniki i… pierwsze zdziwienie, niestety, negatywne. Wyświetla się zasięg 124 km na pełnych bateriach? Ups… jak dla mnie zasięg dla auta dostawczego trudny do zaakceptowania. Krótka informacja o rekuperacji, która zwiększy zasięg, bez informacji, o ile, a więc to zagadka. Dodatkowa informacja, że wyłączona klimatyzacja i ogrzewanie zdecydowanie zwiększają zasięg. W naszych warunkach atmosferycznych, szczególnie w nadchodzącym okresie, trudno nie korzystać z obu systemów. Klima osusza powietrze, o ogrzewaniu nie wspomnę. Po włączeniu ogrzewania na maksa po chwili zasięg auta zmniejszył się o 10 km.
Niestety, ładowanie z domowego gniazdka – prąd zmienny 220 V – z użyciem ładowarki będącej na wyposażeniu auta trwa dłuugo. Auto informujące o zasięgu było ok. 45 km, po podłączeniu do gniazdka pokazało 11 godzin 27 min ładowania do pełna. Dla auta, dystrybucyjnego, miejskiego według mnie to jest trudne do zaakceptowania. Można, a nawet trzeba, obowiązkowo, jeżeli zdecydujemy się na zakup tego modelu, kupić szybszą ładowarkę pod gniazdko, ale jest to dodatkowy koszt 4000 zł. Wspomniany koszt został ładnie przedstawiony, że to już malutki wydatek, decydując się na elektryka. Sama cena auta jest wysoka jak na mało funkcjonalne auto, które ma zarabiać na siebie i właściciela, a nie stać i się ładować, a do tego trzeba by jeszcze doliczy koszt punktu ładowania. Nie znam cen szybkich ładowarek, ale pewnie jest to – w zależności od producenta i niezawodności takich urządzeń – od 15 000 zł w wzwyż.
Fakt, sama jazda jest bardzo komfortowa ze względu na ciszę w kabinie, spory moment obrotowy dostępny w pełnym zakresie obrotów silnika.
Bardzo dobrą decyzją wpływającą na bezpieczeństwo jest wyposażenia auta w głośny sygnał przy włączonym biegu wstecznym. Jest też kamera cofania i czujniki odległości wokół całego samochodu. Odstawiając auto i przejeżdżając 33 km ekspresówką, zasięg spadł o 46 km, więc to na razie auto tylko i wyłącznie do jazdy miejskiej.
Aby elektryczny dostawczak stał się funkcjonalny, zasięg musi być zdecydowanie zwiększony, zwłaszcza w naszej strefie klimatycznej.
Paweł Turzyniecki
Kierownik Działu Transportu Toi Toi