Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Range Rover Velar - Prawdziwe geny Range Rovera

Nie ma dla mnie większego znaczenia, czy dany SUV jest w gamie wielki, olbrzymi czy średni. Sam potrafię ocenić, czy samochód, którym jadę, jest dla mnie za duży, czy za mały. Velar był za wielki, a to nie największy Range w gamie.

Na pewno klienci decydujący się na zakup Range Rovera nie mogą o sobie powiedzieć, że są introwertykami, którzy nie bardzo lubią wyróżniać się z tłumu. Ten samochód sam producent określa jako średni, ale to określenie dotyczy tylko i wyłącznie jego wielkości. Ja za tego typu nadwoziem nie przepadam i za sprawą Velara nie przepadnę, ale obiektywnie przyznać muszę, że samochód daje dużo przyjemności.

Dotknij mnie!


To była moja pierwsza przygoda z Range Roverem, dlatego przystąpiłem do testu z czystą głową, bez uprzedzeń, naleciałości i porównań typu: w poprzednim modelu to było…
Velar w najwyższej wersji First Edition (FE) kosztuje tyle, na ile wygląda, czyli zdaniem niektórych milion dolarów. Nawet przy spadającym kursie amerykańskiej waluty całe szczęście nie. Kosztuje 550 tysięcy złotych. W tej cenie mamy trzylitrowy, trzystukonny silnik Diesla – do wyboru w wersji FE jest też 380-konna benzyna. Poza tym mamy wszystko, co sobie wymyślimy. Ekrany dotykowe są wszędzie, nawet na kierownicy. Możemy Velarem jeździć nie tylko do przodu i do tyłu, ale także w górę i w dół. Możemy sterować pracą zawieszenia, skrzyni biegów, pedałem gazu. Możemy też, tutaj musimy wierzyć na słowo ludziom od importera, wjechać nim w teren, ponieważ to prawdziwa terenówka.
Nie jest tak, że jako niewierny Tomasz nie daję wiary folderom i słowom eleganckich sprzedawców, bo wiem, że nikt nie katuje tak samochodów jak oni. Nie jest też tak, że nie chciałem rzetelnie przetestować samochodu. Jest natomiast tak, że jeżeli samochód ma felgi w rozmiarze 21 cali, to nie będę nim wjeżdżał w teren.
Co więc wiemy o Velarze? Jest pretensjonalny, drogi, świetnie wyposażony i można dotknąć wewnątrz dowolny element i coś się wydarzy, gwarantuję.

Nie do pomylenia


Jeżeli jesteśmy prezesem firmy i nie chcemy, aby klienci mieli wrażenie, że wzbogaciliśmy się na ich krzywdzie, nie kupujmy Velara. Jeżeli nie mamy problemu z tym, że stać nas na taki samochód, cenimy sobie stylistyczne smaczki i w samochodzie lubimy się czuć tak samo dobrze jak w skórzanym fotelu w swoim gabinecie, Velar jest dla nas. Szczególnie najmocniejsza, trzylitrowa wersja. Nie tylko dlatego, że po prostu jest najdroższa w podstawie. Droższe są także elementy wyposażenia dodatkowego. Felgi, lakier. Czemu więcej zapłacimy za ten sam lakier w wersji trzylitrowej, nie wiemy i chyba nie chcemy wiedzieć.
Stylistycznie samochód jest bardzo elegancki. Bryła nie przytłacza, zwisy są krótkie, światła wąskie, grill masywny, a wloty powietrza na masce i błotnikach eleganckie. Linia okien także jest wąska, dzięki czemu sylwetka zyskuje dodatkowy sznyt. Odrobinę za wąsko są umieszczone wydechy, żeby nie było tak słodko. W czasie jazdy klamki są schowane, co wygląda naprawdę ciekawie, szkoda tylko, że kiedy wyjeżdżają, jest pod nimi plastik, który nie przystoi w samochodzie za takie pieniądze. To są jednak tylko niuanse – wygląd Velara jest zniewalający.

Za dużo


Wnętrze Velara nie jest bez zarzutu. Dużym minusem jest niepraktycznie umiejscowienie przycisku włączającego zapłon. Trzeba wygiąć rękę pod irracjonalnym kątem. Niewiele, ale drażni. Poza tym pierwsze wrażenie jest naprawdę oszałamiające. Ekran zamiast zegarów, dwa duże ekrany na konsoli centralnej i nawet wewnątrz pokręteł klimatyzacji znajdują się ekraniki. Wszystko wygląda elegancko i oszałamiająco. Grafiki samochodu, zmieniające się plenery. Jak się zapewne domyślacie, obsługa tego wszystkiego nie jest prosta, a już na pewno nie jest intuicyjna. Po pierwsze, nawet automatyczne przekładnie nie powinny być pokrętłami. Wajcha to wajcha. Tak, rozwiązania z Mercedesów też mi nie pasują. Poza tym, aby włączyć tryb parking, trzeba kręcić pokrętłem „P”, a mógłby być od tego osobny przycisk. Po drugie, ekrany nie mają przypisanych funkcji na stałe, wobec czego trudno jest się przyzwyczaić. Menu na wyświetlaczu między zegarami też jest trudne w obsłudze. Jakby tego było mało, sterowanie w kierownicy jest dotykowe, ale możemy także te przyciski nacisnąć analogowo. To oczywiście w dużej większości minusy testu, ponieważ już po tygodniu okazało się, że przycisk zapłonu irytował, pokrętło zmiany biegów także, ale do pozostałych funkcji dało się bez problemu przyzwyczaić. Pytanie do inżynierów, gdzie zaszyta jest funkcja wyłączania Start–Stop?
Fotele są wygodne, masują, wentylują. Kierownica to arcydzieło. Połączenie skóry, drewna i aluminium. Gdyby tylko bardziej pomyślano nad sterowaniem funkcjami. Pozycja jest bardzo wygodna, w lusterkach widać wiele. Nawet niewielkie okna nie przeszkadzają. Przy całym splendorze, skórach, przepychu i naprawdę doskonałym wykończeniu, trochę razi podgrzewanie przedniej szyby realizowane za pomocą wtopionych w nią drucików. Czas się przejechać.

Nie przekonuje mnie, ale to dobrze


Pewnie już to kiedyś pisałem, ale lubię amerykańskie superprodukcje filmowe za grube miliony dolarów. Lubię je, bo mają scenariusz, efekty, doskonałych aktorów, muzykę, oświetleniowca i jeszcze tysiąc osób od wszystkiego. Wiem, że dostaję to, co najlepsze. Najlepsze, nie najmądrzejsze. Nie lubię natomiast wersji na DVD, gdzie mogę sobie wybrać alternatywne zakończenie. Co to jest do cholery, że ja sobie mogę wybrać. Nie chcę.
Takie samo mam podejście do inżynierów i projektantów w koncernach. Wiem, że miliardy wydane na badania i rozwój sprawiają, że przy podjeżdżaniu pod krawężnik kierownica nie urwie mi głowy. Wiem, że wszystko jest wyliczone, wymierzone, zaprojektowane i przetestowane, a w efekcie otrzymuję produkt, który jest kompletny. Dlatego nie lubię, kiedy mogę nazbyt konfigurować samochód. Utwardzać zawieszenie, podnosić je, zmieniać pracę skrzyni biegów i wspomaganie kierownicy. Nie lubię i już. To fabryka ma mi dostarczyć samochód z zaprojektowanym prześwitem i pracującą skrzynią biegów tak, jak ma być.
W Velarze można sobie zmieniać niemal wszystko i to bardzo… dobrze. Ponieważ mój pogląd w tej materii jest potężnie staroświecki. Gdybym był odpowiedzialny za rozwój telefonii komórkowej, esemesy wysyłano by gołębiami.
Velar oferuje bardzo szeroki zakres personifikacji ustawień. Są one przydatne trzy razy w ciągu okresu eksploatacji. Kiedy kupiłeś ten samochód i pokazujesz jego możliwości kolegom. Kiedy postanawiasz po kilku miesiącach jednak ich użyć, bo jutro jedziesz na spotkanie do kolegi, a on ma 200 metrów szutrowego podjazdu. Po raz trzeci, kiedy sprzedajesz samochód i potencjalnym kupcom pokazujesz jego niesamowite możliwości.
Prawda wygląda tak, że jeździsz na ustawieniach Auto, bo po prostu są najlepsze.
Tak samo jest w przypadku Velara. Mimo 21-calowych kół i 300 koni mechanicznych podczas testu spalił nam średnio 8,9 litra na 100 km. Oferując przy tym niesamowitą przyjemność i precyzję prowadzenia. W kabinie przy 160 km/h jest cicho, auto jest nad podziw zwrotne i bardzo wygodne. Dynamiczne i oszczędne.
Tak, oczywiście będzie jakieś ale. Te wszystkie parametry są doskonałe, ale jak na SUV-a.
Jednak, mimo że jest to SUV, jest to zdecydowanie najładniejszy samochód z tego segmentu, jaki prowadziłem, a gdyby nie Porsche Macan, byłby też najlepiej prowadzącym się SUV-em.

 

Kto testował: Tomasz Siwiński

Co: Range Rover Velar

Gdzie: Sienna

Kiedy: 3.08.2017

Ile: 1098 km

Jakość wykończenia wnętrza, stylistyka. Dodatkowy plus za wmówienie klientom, że płacenie więcej za lakier, jeżeli mamy większy silnik, ma sens.

Przekombinowane sterowanie w kierownicy, stacyjka w nielogicznym miejscu. Dodatkowy minus za jarmarczny logotyp wyświetlany z klamki.

Przeczytaj również
Popularne