Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Kia Stinger - Eyecatcher

Powłóczyste spojrzenia ciągnące się za samochodem marki Kia? Do momentu pojawienia się Stingera w ofercie było to nie do pomyślenia. Nowość koreańskiej marki nie tylko dobrze wygląda, ale też zapewnia pasażerom autentyczną przyjemność z jazdy.

Gdy w 2011 roku Kia pokazała prototyp modelu gran turismo nazwany GT, wszyscy uznali to za typowy przesadzony show car bez szans na wprowadzenie do produkcji seryjnej. W tym roku niewiele różniący się wizualnie model produkcyjny pod nazwą Stinger miał premierę na Salonie w Detroit. Tym modelem Koreańczycy domknęli trwającą dwie dekady podręcznikową ewolucję Kii z brzydkiego motoryzacyjnego kaczątka w pierwszoligowego producenta samochodów, którego niektóre modele zaczynają bez kompleksów konkurować nawet z markami premium.

Gran turismo po koreańsku


Kia modelem Stinger debiutuje w segmencie gran turismo. Przy konstruowaniu tego samochodu Koreańczycy jednak nie eksperymentowali, tylko skorzystali z doświadczenia najlepszych europejskich specjalistów. Za wygląd pojazdu odpowiadają np. Gregory Guillaume oraz Peter Schreyer. Ten ostatni szlify zbierał w Audi i to on jest twórcą wyglądu nadwozia, najładniejszej naszym zdaniem pierwszej generacji Audi TT. Za zestrojeniem zawieszenia stoi z kolei Alfred Biermann, który swoje doświadczenie zbierał w BMW, gdzie odpowiadał za sportowe modele M. Efekt współpracy najlepszych na rynku specjalistów mógł być tylko jeden.
Eyecatcher to potoczne określenie używane np. przez polskich specjalistów od marketingu w kontekście przedmiotów lub osób przyciągających wzrok i uwagę. Do debiutującego na polskim rynku Stingera pasuje ono idealnie.

Już pierwszym miłym kontaktem z Kia Stinger jest prozaiczny kluczyk: bardzo elegancki w kształcie, ciężki, metalowy, świetny jakościowo, z nietypowo, a zarazem wygodnie położonym przyciskiem zamykania. Dalej jest tylko lepiej. Stinger urzeka nas znakomitymi proporcjami. Uwagę zwracają długa maska, krótkie zwisy, potężny rozstaw osi i przesunięta do tyłu kabina. Styliści Kii świetnie ukryli fakt, że Stinger to w istocie całkiem duży samochód długości 483 cm. W dynamicznie stylizowanym nadwoziu znajdziemy wiele smaczków, w tym przedłużenie tylnych lamp zachodzące na błotniki oraz wloty powietrza na nadkolach, które nie są atrapami. Topową wersję GT odróżnimy dodatkowo po dedykowanych felgach aluminiowych o średnicy 19 cali i układzie hamulcowym Brembo z zaciskami w kolorze czerwonym. Do pełni szczęścia brakuje nam jedynie bezramkowych okien bocznych.

Najlepsze wzorce


Przy projektowaniu wnętrza Kia podpatrywała najlepsze europejskie wzorce. Mimo to udało się producentowi zaproponować własny wyrazisty styl. Cieszą dopracowane detale, obecność wysokiej jakość miękkich tworzyw, dobra jakość montażu i modelowa ergonomia. Samochód nie notuje wpadek w zakresie intuicyjności i szybkości obsługi systemu multimedialnego, co we współczesnych modelach wcale nie jest oczywistością. Wnętrze Stingera ociera się już o segment premium zwłaszcza w wariancie GT, w którym np. rozbudowany tunel między fotelami wykończono aluminium, a nie tworzywem fortepianowym jak w każdej innej wersji. Świetnie leżącą w dłoniach kierownicę możemy regulować elektrycznie, a znalezienie wygodnej pozycji jest możliwe dzięki dużym możliwościom regulacji fotela. Standardem jest czarna tapicerka (ze skóry ekologicznej lub prawdziwej). W wersji GT mamy dodatkowo w opcji czerwoną tapicerkę siedzeń, a w pozostałych brązową. Osoby siedzące na przednich fotelach nie powinny narzekać na brak miejsca. Jedynie z tyłu wysocy pasażerowie mogą mieć problem z miejscem nad głowami, ale nie brakuje go na nogi. Wystający tunel środkowy sprawia, że najwygodniej z tyłu podróżuje się w dwójkę. Pasażerowie tego rzędu mają do dyspozycji m.in. własne nawiewy, gniazdo ładowania 230V oraz wejście USB. Klapa bagażnika unosi się do góry wraz z tylną szybą, co ułatwia załadunek. Bagażnik jest dość płytki, ponieważ mieści się pod nim sporych rozmiarów koło zapasowe. Jest też mniejszy niż u konkurentów, oferując tylko 406 litrów, pojemności. Audi S5 Sportback pomieści 465 litrów, a Volkswagen Arteon ‒ 563 litry. W razie potrzeby Stinger uciągnie również przyczepę hamowaną o masie do 1500 kg.

Jest moc


W topowej wersji GT dysponujemy pod maską benzynowym, podwójnie doładowanym silnikiem V6 o pojemności 3,3 litra i mocy 370 KM. Równie imponujący jest jego moment obrotowy 510 Nm dostępny w bardzo szerokim zakresie obrotów (1300‒4500 obr./min). Oznacza to, że na żądanie dysponujemy znakomitym przyspieszeniem właściwie w każdej sytuacji. Pojazd entuzjastycznie reaguje na każde naciśniecie gazu i kickdown, a pierwszą setkę od zatrzymania Kia osiąga w niecałe pięć sekund! Przyspieszaniu towarzyszy całkiem przyjemny dźwięk silnika, który producent zdecydował się sztucznie wzmocnić dodatkowymi decybelami z głośników. Zrobił to jednak na tyle umiejętnie, że większość nabywców tej sztuczności nawet nie zauważy.
Na pochwały zasługuje również 8-biegowa skrzynia automatyczna, która jest standardem w każdym wariancie koreańskiego gran turismo. Zmienia ona przełożenia szybko i płynnie, jakby wyczuwając nasze intencje. Oczywiście na jej pracę ma wpływ tryb jazdy, który możemy zmieniać małym pokrętłem pod dźwignią zmiany biegów. Do dyspozycji są tryby Smart, Eco, Comfort, Sport i Sport+. W tych dwóch ostatnich trybach wyraźniej, choć też nieprzesadnie, odczuwamy m.in. wyostrzenie pracy układu kierowniczego, jeszcze bardziej entuzjastyczną reakcję na naciśnięcie pedału gazu oraz zauważamy częstsze redukcje biegów przy przyśpieszaniu. W trybie Sport+ elektronika pozwala nam na więcej, dzięki częściowemu odłączeniu ESP.
Dzięki dobrze zestrojonemu zawieszeniu, niskiemu położeniu środka masy oraz napędowi na cztery koła Kia prowadzi się bardzo stabilnie.

Pewności dodaje seryjny w wersji GT aktywny układ kierowniczy o zmiennym przełożeniu. To dzięki niemu podczas jazdy miejskiej niewielki ruch kierownicą powoduje zwinny skręt pojazdu o 90 stopni. Wraz ze wzrostem prędkości układ kierowniczy się utwardza, a ten sam ruch kierownicy co przy niższych prędkościach powoduje mniejszy skręt kół. Do tego układ kierowniczy nie jest przesadnie ostry, jak w wielu sportowych pojazdach, co podczas dłuższej podróży byłoby zwyczajnie męczące, a jednocześnie wystarczająco precyzyjny, by doskonale informować kierowcę, co się dzieje z przednimi kołami.
Stinger GT nie jest jednak samochodem bezkompromisowym, nastawionym na dawanie frajdy wyłącznie z dynamicznej jazdy po krętych asfaltowych drogach. Topowa Kia okazuje się wyjątkowo uniwersalna w codziennym użytkowaniu. Jej wielowahaczowe zawieszenie oferuje wystarczający poziom komfortu nawet na gorszych nawierzchniach, a wyciszenie pojazdu jest więcej niż przyzwoite.

Nazwa Stinger jest na tyle wyrazista i atrakcyjna, że producent mógłby pomyśleć o umieszczeniu na masce stylizowanego napisu z nazwą modelu w miejsce logo Kia, tak jak Ford umieścił na Mustangu galopującego konia w miejsce swojego logo. Marka Stinger dedykowana bardziej prestiżowym samochodom o sportowych cechach mogłaby się przyjąć.

Koreańskie gran turismo okazuje się zatem świetnym kompanem do długich podróży autostradą, oferując znakomite osiągi, ale łącząc to z wysokim, rozumianym ogólnie, komfortem podróżowania. Oczywiście, jeśli zaakceptujemy poziom zużycia benzyny. Na autostradzie przy prędkości 140 km/h Stinger zużywał ok. 11 l/100 km. Spokojna jazda w trasie pozwoli nam zejść do poziomu 8‒9 l/100 km. Podczas nieśpiesznej jazdy miejskiej po każdych stu kilometrach zniknie nam z baku 15 litrów benzyny, ale gdy zaczniemy jeździć bardziej dynamicznie, to spalanie szybko wzrośnie nam do ok. 20 l/100 km. Przy takiej jeździe 60-litrowy zbiornik okaże się za mały, starczając na zaledwie 300 km ostrej zabawy.

Cenowy nokaut


Na zakup testowanej wersji GT trzeba naszykować 234,9 tys. zł. Jej wyposażenie jest właściwie pełne. Cennik potencjalnego konkurenta w postaci Volkswagena Arteona 4Motion kończy się na 205 290 zł, ale tu najmocniejszym wariantem jest benzynowy silnik czterocylindrowy 2.0 TFSI o mocy 280 KM. Z kolei ceny Audi S5 quattro Sportback z 354-konną V-szóstką pod maską zaczynają się od 308,8 tys. zł. Trzeba jednak pamiętać, że będzie to wersja podstawowa, bez wielu elementów wyposażenia, które w Kii są w standardzie. Zatem Audi ze zbliżonym wyposażeniem będzie co najmniej 100 tys. zł droższe. Z drugiej jednak strony marki premium, w odróżnieniu od Kii, dają nieskończone wręcz możliwości personalizacji i doboru elementów z długiej listy wyposażenia opcjonalnego. Możemy przebierać w materiałach, rodzajach skór, ich kolorystyce, rodzajach foteli, podświetleń kabiny etc. W Kii mamy w zasadzie jedynie możliwość dokupienia panoramicznego szklanego dachu, wyboru lakieru oraz koloru skórzanej tapicerki ‒ czarnej lub czerwonej. Zaskakuje fakt, że system ratunkowy Kia Safety System w tym topowym modelu również jest w opcji (3390 zł).
Kię możemy zamówić także w mniej ekstremalnych wersjach. Podstawowy wariant ma pod maską 2-litrowy silnik benzynowy o mocy 255 KM (353 Nm), napęd na tył i cenę 149,9 tys. zł. Bardziej oszczędny okaże się 2,2-litrowy diesel, który kosztuje od 179,9 tys. zł. W tym wariancie możemy już zamówić napęd na cztery koła, który kosztuje dodatkowe 10 tys. zł. Także pod względem trzymania wartości Stinger wypada równie dobrze jak niemieccy rywale. Po trzech latach, i przy przebiegu 90 tys. km, możemy liczyć na odzyskanie 50,9% ceny z dnia zakupu wersji GT. Audi S5 Sportback w tym samym zestawieniu będzie warte 51,2% ceny początkowej, a Volkswagen Arteon 2.0 TFSI/280 KM ‒ 51,8%.
Po tej uczcie dla oka i ciała, jaką była jazda Stingerem, jesteśmy pewni, że Kia, wprowadzając ten model na rynek, chce osiągnąć znacznie więcej niż tylko poszerzenie rynkowej gamy. Ten przyciągający uwagę (z ang. eyecatcher) samochód to pokaz możliwości technicznych marki oraz sposób na przyciągnięcie nowych, bogatszych klientów, którzy do tej pory nie brali Kii pod uwagę. Jeśli nie zależy nam na otaczaniu się przedmiotami prestiżowych marek, nie mamy wygórowanych oczekiwań odnośnie doboru materiałów i wyposażenia, a chcemy po prostu cieszyć się z jazdy udanym gran turismo, to Stinger GT jest właśnie dla nas.

Kto testował: Przemysław Dobrosławski

Co: Kia Stinger GT 3.3 T-GDI

Gdzie: Warszawa

Kiedy: 11‒16.10.2017

Ile: 800 km

Efektowny wygląd, okazyjna cena jak na gran turismo V6, pewne prowadzenie, znakomite osiągi, świetnie dobrana skrzynia biegów, wysoka ergonomia kabiny.

Brak bezramkowych okien, płytki i niewielki bagażnik, niewielki zbiornik paliwa.

Przeczytaj również
Popularne