Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Autonomiczny koń

Idea samochodów, które jeżdżą same, jest dla mnie jak domy, które same się mieszkają. Proszę państwa, to wasz dom, proszę zobaczyć, tu jest kuchnia, salon, łazienka, sypialnia. Ten dom będzie jednak mieszkał się sam. To co, zainteresowani?

Pomysł nie posiadania samochodu tylko wynajmowania go na minuty jest dla mnie nie do przyjęcia, bo kocham motoryzację, ale potrafię go jeszcze zrozumieć. Mam brodę, wąskie portki i telefon z tysiącem aplikacji do wszystkiego. Nie wypada, żebym miał samochód, wypada żebym tylko nim jeździł. Co z tego, że muszę go zostawić nie tam, gdzie bym chciał, i co z tego, że nie jest to samochód, jaki bym chciał. Przynajmniej nie wydaję pieniędzy na zakup. Ten argument do mnie z trudem, ale trafia. Jak jednak wytłumaczyć kierowcy, że powinien kupić samochód, który będzie się prowadził sam? Tym bardziej że takie samochody już są, to taksówki! Idealne połączenie samochodu autonomicznego z ideą car sharingu. Dodatkowo mają wiele udogodnień. Nie trzeba mieć prawa jazdy, nie trzeba chodzić po mieście i przykładać telefonu do przypadkowych samochodów, można z kimś porozmawiać i można nawet sobie wybrać samochód, jakim chcemy się przejechać. Co więcej, kiedy zadzwonimy, przyjedzie dokładnie w to miejsce, które wskażemy. To się nazywa połączenie samochodu autonomicznego i użytkowania samochodów na minuty.

Nie martwimy się o ubezpieczenie, paliwo, przeglądy – płacimy dokładnie za transport z miejsca A do B. Pełna autonomia.

Proszę sobie wyobrazić, jak niewdzięczna będzie rola sprzedawców samochodów autonomicznych. Dzień dobry, mamy w ofercie najnowsze Audi, samochód ma więcej kamer niż ekipa Jamesa Camerona i tyle radarów co Okęcie. Nie ma kierownicy, ponieważ zamiast tego ma tylko uchwyty, żeby wiedział pan, co zrobić z rękoma. Prowadzi się fenomenalnie, ponieważ jest wyważony, ma precyzyjny układ kierowniczy i wielowahaczowe aluminiowe zawieszenie. Z głośników emitujemy dowolne dźwięki, a silnik, to prawdziwy majstersztyk. Kosztuje, wie pan, no, sporo kosztuje, ale musi, bo to nowoczesna technologia. Tylko jedna uwaga: nie będzie pan mógł się o tym przekonać, bo nie będzie pan go prowadził! To co, piszemy papiery?

Samochód to wolność, niezależność, status społeczny (ten punkt akurat pojazdy autonomiczne spełniają), ale przede wszystkim niesamowita radość prowadzenia. Nawet jeżeli mówimy o zabytkowym Fordzie Mustangu, który był pierwszym samochodem autonomicznym, ponieważ kierownica była tylko ozdobnikiem, a już na pewno nie służyła do nadawania kierunku.

Od zawsze człowiek chciał podróżować, miał potrzebę przemieszczania. Wyobrażacie sobie kowboja, który wskakuje na autonomicznego konia, bo ja nie. Albo motocyklistę, który wpatrzony jak sroka w gnat w prognozę pogody stara się wstrzelić w te kilka słonecznych dni w naszym kraju, aby wreszcie wyciągnąć swój motocykl. Wyprowadza z garażu, zakłada kask i kombinezon, po czym daje się zawieźć swojej maszynie w podane miejsce. Kupiłem sobie autonomicznego Harleya, a gratis miałem zabieg kastracji.

Jedziemy na rajd, a tam pełna sielanka. Kierowcy z pilotami siedzą sobie wygodnie w ciepłych strefach serwisowych, popijają herbatkę, na głowach mają czapeczki z logotypami sponsorów i opowiadają, jak samochód miał trudno na poprzednim odcinku. Tymczasem zaprogramowane auta ścigają się same ze sobą. Jak tego nie kochać.

To nie jest tak, że jestem przeciwnikiem rozwoju motoryzacji i postępu techniki. W przeciwnym razie wszystkie samochody skręcałyby jak Mustang z 67. Swoją drogą, nigdy nie słyszałem o Mustangu z innego rocznika. Podoba mi się nowoczesne wspomaganie kierownicy, podoba mi się wielostrefowa klimatyzacja, podoba mi się prowadzenie współczesnych samochodów, skuteczność hamulców i przeciążenia przy pokonywaniu zakrętów. Podoba mi się nawet to, że można starać się spalić jak najmniej paliwa i sprawdzić sobie swoje osiągnięcia na ekranie komputera pokładowego. Jest tylko jeden cholerny warunek, że to ja mam na to wpływ. To ja hamuję, skręcam i przyspieszam. Wtedy to ma sens. Czuję się wolny, czuję się panem maszyny, chociaż to iluzja.

Wiem, przecież będzie można wyłączyć tryb jazdy autonomicznej i prowadzić samemu. To tak samo, jak można odbierać pocztę na komórce, ale tego nie robić. Nie da się. Dla wszystkich zwolenników pojazdów autonomicznych mam jedną radę: ręka w górę i krzyczymy... TAXI!

 

Tomasz Siwiński

Przeczytaj również
Popularne